Ludzka potrzeba pozostawania w kontakcie z naturą jest chyba dla wielu z Nas oczywista. Kontakt z przyrodą Nas leczy, koi oraz poprawia Nasze samopoczucie psychiczne oraz fizyczne, co udowodniły liczne badania naukowe na ten temat. Wynika ona z tego, że jesteśmy częścią naturalnego świata, niezależnie od tego jak bardzo ostatnio się od niego odgrodziliśmy. Nasze gatunkowe pokrewieństwo z naturą, w roku 1984 pewien biolog – dr Ed Wilson – określił mianem Biofilii. Odniósł się on do ludzkiej miłości do wszystkiego co żywe i określił Biofilię jako „wrodzoną tendencję do skupiania się na życiu oraz procesach z nim związanych”
Książki o architekturze oraz architektach, które z zamiłowaniem czytuję, wyraźnie wskazują, że nauka o budowaniu przestrzeni do życia dla ludzi, zakłada, iż integralną częścią tej przestrzeni powinny być obszary zielone, parki, skwery – miejsca, w których możemy właśnie tego kontaktu z naturą doświadczyć, ponieważ jest to element niezbędny dla Naszego życia, dla szeroko rozumianej równowagi.
Realia są takie, że o ile w tej chwili dużo się mówi o przywracaniu zielni do miast to gęsta zabudowa nie wszędzie na to pozwala. Jak więc sobie w tej sytuacji poradzić, jak zapewnić sobie ten regularny kontakt z naturą gdy do lasu daleko, czasu niewiele i dojazd utrudniony?
Najprostszym rozwiązaniem wydaje się być wprowadzenie przyrody do wnętrz; w postaci roślin doniczkowych, naturalnych materiałów, faktur, zapachów, a nawet dźwięków. Zieleń we wnętrzach pamiętam jeszcze z domu rodzinnego – moja mama chyba zawsze lubiła rośliny i te w doniczkach i w ogrodzie. Nie przypuszczałam wówczas, że i mnie Biofilia w takim stopniu dopadnie 🙂 Tym bardziej, że odkąd pamiętam dbałam o ten kontakt z naturą. Wciąż mnie nosiło i nadal nosi po łąkach, pagórkach, wałach rzecznych, wśród dziko rosnących traw. Miałam to szczęście, choć to tak naprawdę też był mój wybór w późniejszych latach życia, ze nigdy nie miałam do tej dzikości zbyt daleko.
Z tego co widzę nie jestem jedyną osobą, która tak silnie odczuwa potrzebę otaczania się roślinami. Wraz z powszechnym dostrzeżeniem tej naturalnej potrzeby narodził się więc nowy termin: „design biofiliczny”. Jak wiec tę zieleń we wnętrzach „urządzić” , żeby było dobrze? Jak ją zgrać z Naszym wystrojem, stylistyką, czy pasuje do każdego wystroju wnętrz? Wydaje mi się, że w większości My „biofile” nie bardzo się tym przejmujemy. Skupiamy się na tym żeby było miło: zielono, gęsto, mamy ulubione gatunki, jesteśmy kolekcjonerami, otaczamy się roślinami bez umiaru, czasem tylko pilnując się żeby nie wydać na kwiatek ostatniej złotówki. I to jest fajne, ja też tak robię, z drugiej strony nie chciałabym jednak doprowadzić do sytuacji, w której moja dżungla wymknęła się spod kontroli bo z uroczych, małych sadzonek wyrosły drzewa, a ja nie mam teraz gdzie się ruszyć i muszę się czegoś pozbyć. Chyba traktuję rośliny trochę jak zwierzęta – jak już przygarnęłam to muszę dbać już zawsze…
Jednocześnie jestem estetką – według teorii Maslova istnieją ludzie, którzy tak bardzo miłują piękno, że w otoczeniu, które postrzegają jako brzydkie są w stanie nawet chorować. Nawet jeśli aż tak się nie przejmujemy i tak większość z Nas dąży do osiągnięcia jakiejś harmonii estetycznej wokół siebie. Są więc i takie osoby, dla których oprócz samych roślin ważna jest też ich spójność ze stylistyką wnętrz, w których żyją czy pracują, zachowanie charakteru przestrzeni po wprowadzeniu do niej roślin. Jak to zrobić?
Po pierwsze, dziś, gdybym budowała dom z pewnością pomyślałabym o przestrzeni dla moich roślin, najpewniej o ogrodzie zimowym, o wnętrzach w których znajdę dla roślin więcej przestrzeni i tych w których dominować będą inne akcenty. W istniejącym domu, podczas procesu projektowania wnętrz również bym o tym myślała. I tu uwaga: biofilia jest podstępną chorobą, którą każdy z nas w sobie nosi 😉 Nie wiadomo kiedy się ujawni, wiec tym bardziej, jeśli mieszkasz w centrum dużego miasta i kontakt z naturą masz ograniczony, myśl już gdzie ustawisz kwiaty gdy Cię to spotka.
Jeśli wszystko już urządzone i za późno na planowanie trzeba działać na żywym organizmie, na szczęście zieleń we wnętrzach zwykle wygląda dobrze i zawsze możemy się zastanowić gdzie możemy ją jeszcze wcisnąć a gdzie sobie podarujemy. Przy doborze roślin ważne są przede wszystkim warunki, ilość światła jakie możemy im zapewnić, czas jaki będziemy mogli im poświęcić. Na poszczególne odmiany też jest moda – przychodzi, odchodzi i przechodzi w inną, jak to z trendami bywa. Egzotyczne rośliny są super i jeśli tylko zapewnimy im odpowiednie warunki, czasem dość szybko możemy doczekać się własnego buszu. Dobrze by było się zastanowić najpierw czy właśnie tego chcemy.
Osobiście jestem w posiadaniu jakiejś egzotyki i obserwując jej wzrost policzyłam już ile czasu mogę zostać w tym domu zanim będą musiała „podnieść” strop, albo się wyprowadzić, tak… Cenię też rodzime, stare dobre roślinki, te właśnie z parapetu mojej mamy, te, które znalazłam porzucone gdzieś na pastwę losu, te, w których posiadanie weszłam poprzez uszczknięcie odpowiedniego kawałeczka od napotkanej gdzieś macierzy. Mam też takie, które odziedziczyłam po babci, na które może normalnie nie zwróciłabym uwagi ale przygarnęłam więc kocham.
Sumując zastanówmy się jakie rośliny Nas interesują, jakim miejscem dla nich dysponujemy, jakie warunki tam panują; światło, ilość miejsca i co jest dla Nas priorytetem? Czy kupię wymarzoną roślinkę i zrobię wszystko żeby zapewnić jej dobre miejsce do życia bo mogę takie miejsce znaleźć, czy też może chcę żeby rośliny były częścią całego projektu mojego domu czy mieszkania? Wówczas lepiej podejść od strony kompozycji, pomyśleć gdzie roślina będzie dobrze wyglądała oraz która spełnia Nasze wymagania estetyczne i jednocześnie nadaje się do warunków panujących w przeznaczonym na nią miejscu.
Na koniec chcę jeszcze powiedzieć, że jak wspomniałam, design biofiliczny, to nie tylko rośliny doniczkowe. To drewno, z jego widocznym rysunkiem, kamień, kształty, faktury nawiązujące do tych występujących w przyrodzie, naturalne zapachy i dźwięki, na przykład odgłos kropel deszczu, oceanu – takie dźwięki można znaleźć oczywiście w sieci, zapisać ulubione i delektować się nimi choćby w chwilach odpoczynku. Można też spotkać instrumenty imitujące takie dźwięki jak kij deszczowy czy bęben oceaniczny, stosowane często w czasie koncertów relaksacyjnych. Jeśli miałabym wybrać jeden styl, który jest najbardziej spójny z tym co oferuje design biolificzny to chyba byłby to Japandi – wciąż nie wszystkim znany, szerzej napiszę o nim następnym razem.
I jeszcze jedno „na koniec”: Cytat z książki Mariusza Szczygła „Fakty muszą zatańczyć” – fragment, w którym autor z kolei cytuje wypowiedź pewnego czeskiego botanika pracującego na co dzień w ogrodzie Botanicznym Akademii Nauk w Pradze – dr Jiří Sádlo stwierdza: „Proszę zauważyć ze każdy wyleczony wariat natychmiast zaczyna interesować się roślinami i pielęgnować ogródek. Dlatego też Ci, których rośliny odpychają, powinni się nad sobą zastanowić” 😉